Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

W uszach dźwięczały mi i huczały strzały, słyszałem trąbienie gęsi i krzyki kaczek, drgałem na odgłos spadających do wody ptaków. Były to echa przeżytych wrażeń tego wieczoru, lecz, gdym się obudził w nocy, na jawie, długo słuchałem gwaru nocnego.
Po ciemnej otchłani nieba przesuwały się, z rzadka pokrzykując, klucze gęsi i kaczek; jękliwie nawoływały się łabędzie metalicznym głosem; gdzieś zupełnie blisko wrzasnęła czapla, przestraszona palącem się ogniskiem; kwakały i pogwizdywały kaczki i kuliki, ze świstem przecinając powietrze. Życie wrzało przez całą noc, gdyż ptaki przelotne spiesznie doganiały szybko posuwającą się na północ wiosnę, aby gdzieś w tundrze Azji, w moczarach wybrzeża Oceanu Lodowatego, lub na wyspach, położonych w deltach wielkich rzek syberyjskich, gdzie nic nie zagraża życiu młodego pokolenia, założyć swe tajemnicze gniazda, zazdrośnie przed okiem ludzkiem ukrywane. Biedne ptaki! Nie myślały, że w jesieni tą samą drogą będą musiały lecieć ich dzieci, i że tu w szuwarach na Hance, będą czatowali na nich myśliwi. A ileż takich miejsc zdradzieckich spotkać mogły te wolne ptaki, zanim z brzegów Oceanu Północnego doleciałyby do błot i jezior, ukrytych w dżunglach Indyj?!
Drugie polowanie urządziliśmy sobie przed świtem i przy pierwszym brzasku wschodzącego słońca. Było ono już trudniejsze. Ptactwo stało się ostrożniejsze i ostrym wzrokiem wyszukiwało nas w zasadzkach pomiędzy trzcinami. Jednakże i wtedy zdobycz była bardzo obfita. Zastrzeliłem kilkanaście kaczek, a między niemi bardzo rzadki okaz południowo-chińskiej, spotykanej też i w Japonji, kaczki-mandarynki, z wystającemi nad skrzydłami dwoma białemi, jak żagle,