Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

a potem krwawe łzy poczęły ściekał mu po twarzy i znikać w gęstej brodzie. Pojąłem, że włóczęga płakał, że czerwone blaski odbijały się w jego łzach, które są zawsze kryształowo czyste i szczere, czy płyną z oczu świętego, czy zbrodniarza, bo „łza, to ofiara duszy, w męce przebywającej“, jak mówią na Wschodzie.
Płakał długo, aż łkanie zaczęło nim wstrząsać, i przez łzy jął wyrzucać słowo po słowie, zdanie po zdaniu urywanym, łamiącym się głosem.
— Prawdę powiedzieliście... prawdę!... Tak i ja, tak i ja myślałem w tej chwili... Bo to widzicie... jak to było... Kochałem kobietę i przez nią dostałem się do więzienia... Potem uciekłem dla niej... ale inny, który ją kochał, zdradził mię... Złapali mię kozacy... Znowu więzienie i tęsknota za nią... I znowu uciekłem... alem jej już nie znalazł... wyjechała... Zdrajca, dowiedziawszy się, że jestem wolny, uciekł przede mną, i mówiono mi, że ukrył się tu gdzieś... na Hance... Przypłynąłem szukać go tu i rachunki zakończyć... A tęsknota żre serce i suszy duszę!... Prawdę mówicie... Może nie warto... bo tam może niema nawet cienia wspomnienia o mnie. — Ale to boli, boli...
Łkał głośno i drżał całem ciałem, ja zaś myślałem, że życie jest ogromnie kapryśne: to powlecze wszystko tajemnicą, to niespodziewanie odwróci najzazdrośniej ukrywaną kartę swej nigdy niezbadanej księgi.
Zrozumiałem, poco tu przybył ów włóczęga! Po zemstę za zdradę, za oderwanie go od umiłowanej kobiety... Wszystko było proste i jasne, jak księżyc na niebie, jak te łzy zbiega więziennego.
Odprowadził mię do ogniska a nazajutrz włóczył się ze mną po jeziorach, łapiąc ryby i wsadzając je