Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto z panów jest tu pełnomocnikiem? — zapytał Pitt. — Proszę za mną do biesiadni!
Niedługo trwało ładowanie, bo sprawna załoga uwijała się szybko i umiejętnie. Gdy zaś Nilsen wszedł do kajuty, Pitt zwrócił się do niego, wskazując na siedzącego Greka:
— Pan Panopulos na firmowym papierze wypisał nam zlecenie oddania ładunku na składy syryjskiego kupca Janisa w Casablance i wysyła telegram do niego, aby barkasa spotkała nas gdzieś przed Mehdia.[1] Przeładujemy kulomioty na barkasę, a z resztą towarów pójdziemy do Casablanki. Firma „Pireus“ ufa kapitanowi „Witezia“ i wypłaciła gotówką koszta przewozowe. Oto są pieniądze, kapitanie!
Nilsenowi oczy błysnęły, lecz pohamował się i rzucił:
— All right!
— Teraz, kapitanie, proszę pomówić o szczegółach z panem Panopulosem, ja zaś ułożę telegram do firmy Janis.
Po kilku minutach Pitt podał Grekowi blankiet telegraficzny i, otrzymawszy podpis, opuścił biesiadnię. Nilsen nalał dwie pełne szklanki dobrej szkockiej whisky.
— Wypijmy za pomyślność wyprawy! — mruknął.
— Chętnie! — odparł Grek. — Szczęśliwej drogi, powodzenia!
Trącili się szklankami, gdy nagle kapitan podniósł głowę i zaczął nadsłuchiwać.
— Co się stało? — zapytał Grek.

— E — e, nic! Fala się podnosi! — odpowiedział Nilsen, nie spuszczając oczu z drzwi kajuty.

  1. Mały port marokański, na N. od Casablanki.