Odłożywszy wreszcie słuchawkę szybko się ubrał i wyszedł.
Był bardzo znużony, czuł dziwny niepokój, niezadowolenie i nieznośne bicie serca.
Po jego odejściu sekretarz zatelefonował do więzienia. Długo nie mógł otrzymać połączenia; gdy wreszcie odezwał się dyżurny dozorca, zakomunikował mu rozkaz sędziego śledczego.
Senny, ochrypły głos odpowiedział mu:
— Ernest Lejtan?... A, właśnie!... Przywieziono go i zamknięto w osobnej celi... Skorzystał z tego i powiesił się na rzemyku od spodni... Telefonowaliśmy wszędzie, szukając naszego lekarza... Wreszcie przyjechał i stwierdził zgon.
— Proszę w takim razie spisać protokół i załączyć orzeczenie lekarza — obojętnym głosem przypomniał dozorcy niezbędną formalność sekretarz i przerwał rozmowę.
Ziewając chował do szafy papiery i mruczał do siebie:
— Nareszcie... koniec!... Spać!
Zgasił światło, a spostrzegłszy pierwszy brzask zaklął z cicha:
— Już świta... Psia służba!
Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/8c/F._Antoni_Ossendowski_-_Biesy.djvu/page236-1024px-F._Antoni_Ossendowski_-_Biesy.djvu.jpg)