Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

stymi łykami i milczał wbijając wzrok w ogromne, płomienne źrenice Panina.
Książę nie przestawał mówić energicznie potrząsając płową czupryną i gestykulując wyraziście:
— Chciałem tu rzucić nowe, śmiałe słowa, lecz próżne to marzenie, gdy się jest z Rosjanami w szynku?! Alkohol — tańszy czy droższy — staje się szczytem ich dążeń! Skazany to naród!... Tymczasem wyczuwam głęboko, całym wewnętrznym jestestwem, iż kroczą ku nam, iż na progu naszych domów wkrótce już staną widma strasznych wypadków... Nastaną dni pomstowania, bo Archanioł Pański dotknął dłonią i poznaczył już każdego z nas... Zniknie wódka i naród w bezsilności skłoni głowę pod topór kata-mściciela, a on rzuci tłumom hasła, co zastąpią alkohol, bo będą płynęły wraz z potokami krwi... Powiadam wam, Sprogis, zbliżają się straszliwe czasy szaleństwa i zagłady!
Sprogis dopił swój kieliszek i znowu w milczeniu przeszywał wzrokiem zarumienioną twarz i blade czoło księcia.
— Myślicie zapewne, że żałuję Rosji, że będę płakał nad losami swoich rodaków?! Przenigdy! Wzniosłem się już ponad patriotyzm mieszczański! Należę do uduchowionej elity świata... My, tylko my — ja, pan i nieliczni — podobni do nas — zetrzemy z mapy ślady dawnych granic, ogniem natchnienia naszego wypalimy egoizmy narodowe i nauczymy wszelkie ludy przemawiać wspólnym językiem Ducha!