Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

Borysław stanowi rażący przykład zaniedbania ogólnej kultury zewnętrznej i braku szlachetnej cnoty wdzięczności, poświęconych na rzecz gorączkowego pędu do wyeksploatowania bogactw naturalnych i wzbogacenia się w najkrótszym czasie. Z wyjątkiem kilku nowych gmachów rządowych, biur firmowych i domów prywatnych miasto to przypomina w swym ośrodku zbiorowisko byle jak skleconych, brudnych ruder żydowskich. Ulice krzywe, źle lub wcale niebrukowane; rynsztokami spływa do małej, płytkiej rzeczki cuchnąca woda i nieczystości. Jakiś ohydny biwak, naprędce założony, skazany na to, by być porzuconym niebawem. Poza rygami i poza najwydatniejszą na świecie kopalnią wosku ziemnego i szarobrunatnymi „hałdami“ — pagórkami ziemi, wydobytej z szybów kopalni wosku nie ma tu na czym zatrzymać wzroku. Po stokroć przeryta ziemia, zwały wydobytych z jej piersi iłów, gliny i łupków, dym, swąd ropy, kupy osmolonych belek i desek zmurszałych w ścianach ohydnych legowisk; tłumy spracowanego ludu i innego, który niby pijawka wysysa wszystkie jego soki; ponury jak gdyby opuszczony, zarośnięty i zapomniany cmentarz, na wpół zgniłe, zbutwiałe szkielety porzuconych wież, lepkie jak maź lub ropa błoto i czarne kałuże w głębokich wybojach ulic, zwaliska zardzewiałego żelaza, beczek, rur i kotłów, cuchnące śmietniki, pomruk ludzi umęczonych, krzyki kupczących, jazgot i świst maszyn, gruchot i turkot warsztatów i poza tym nic, nic, ani śladu wdzięczności dla tego miasta ze strony tych Żydów, Holendrów, Amerykanów, Belgów i Francuzów, którzy wraz z „płynnym złotem“ wypompowali stąd i pompują jeszcze „dzwonne złoto“, rozpływające się po całym świecie!
Lesiste wzgórza okolic Borysławia wydają się tu zbyteczne i nie na miejscu... Góry-Horodyszcze, z przełomem zatrutej Tyśmienicy, Dział-Wierch, Buchowy, Ciuchowy i Chaszczowaty jak gdyby szydzą i urągają, zamiast świerków i buków jeżąc szczecinę wież i trójek Mraźnicy, Schodnicy, Wolanki, Tustanowic — a wszystko stłoczone, skupione, niczym nie osłonięte, co budzi trwożne i dręczące myśli...
Duma porusza się wszakże w głębi duszy, gdy w świadomości utrwali się przekonanie o tak wielkim bogactwie ojczyzny, a jednak westchnienie ulgi podniesie pierś, gdy malowniczą szosą wyrwie się turysta z „piekła galicyjskiego“ i wjedzie do Drohobycza — największego przecież miasta naszego Podkarpacia, słynnego z handlu solą z własnych warzelni i z napadów czambułów tatarskich i atamanów kozackich w w. XVII-ym. W starożytnej farze,