Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/100

Ta strona została przepisana.

miłosierni“... To jedyne prawo i cel dla tych, którzy zostali błogosławieni, jako cisi. Cichości swej i pokorze milczącej nadać musieli cechy boskie — czyn i męczeństwo.
Szedł ulicami miasta i nagle stanął jak wryty. Coś, niby przepotężna dłoń, osadziła Nessera na miejscu. Rozejrzał się. Wygalowany woźny naklejał zielony plakat w witrynie jakiegoś biura.
— Statek „Wardö“ odpływa z Bergen do Liwerpulu we wtorek o godzinie 7-ej rano — przeczytał Nesser.
Tegoż dnia wyjechał do Norwegji, a w poniedziałek już rozlokował się w kabinie „Wardö“. Stary kapitan chodził z nachmurzonem obliczem i nie mógł ukryć przed publicznością dręczących go obaw.
— Angielska admiralicja i dozorujące krążowniki donoszą, że morze jest wolne od łodzi podwodnych. Któż może za to ręczyć? Tymczasem wiozę do Anglji kosztowny ładunek...
— Pasażerów? — z uśmiechem zapytał Nesser.
Kapitan machnął ręką niedbale i mruknął:
— Są na świecie, proszę pana, droższe rzeczy! Warjatów, płynących podczas wojny na złamanie karku, znaleźć można poddostatkiem, ale nie o nich tu chodzi!
Korespondent dotknął ramienia Norwega i szepnął:
— Niech kapitan niczego się nie obawia! Dopłyniemy szczęśliwie, bez żadnej przygody. Stanę się dla „Wardö“ talizmanem, maskottą. Nic mi się złego przydarzyć nie może aż do czasu...
Kapitan uśmiechnął się i uścisnął rękę Nessera.
— Daj Boże! — mruknął.