Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Chciałbym widzieć sekretarza Chalupe, — rzekł Nesser.
— Nikogo jeszcze niema! — odparł woźny, bryzgając śliną i zabawnie marszcząc twarz, jak to nieraz czynią jąkały. — Pan sekretarz przyjmuje od 11-ej dopiero. Jeżeli pan chce uzyskać audjencję u naczelnego redaktora, to proszę wpisać na tej kartce nazwisko, adres i telefon. Redakcja powiadomi pana o dniu i godzinie przyjęcia.
Nesser nie wytrzymał i parsknął głośnym śmiechem.
— Żółty „Figaro“! — zawołał i podszedł do telefonu. — Hallo! Proszę Passy N 720-31.
Po chwili Nesser mówił:
— Hallo, Rumeur! Melduje się pański syn marnotrawny — Henryk Nesser. Niech pan naczelny redaktor przyjeżdża natychmiast. Pozwalam sobie fatygować go, gdyż „nie — naczelnego“ redaktora nie zastałem w redakcji, a nawet ten hultaj Chalupe spóźnia się! Czekam na pana w redakcji!
Ogłupiały woźny stał, jak posąg zdumienia i przestrachu.
W kwadrans po tej rozmowie, wtoczył się już do holu zdyszany, spocony pan Rumeur i z jakimś jękiem padł na pierś korespondenta.
— Nareszcie! Nareszcie! — bełkotał. — Żyję od kilku miesięcy w czarnej rozpaczy! Żadnej sensacji! Wojna pozycyjna i — basta! Ani jednej wielkiej bitwy, ani jednej ofenzywy, ani nawet przesunięcia wojsk! Moje bałwany — korespondenci nic z tego zrobić nie potrafią. Przepisują raporty dowództwa, dodają najgłupsze na świecie „ach“, „och“, „o“ — to wszystko na co stać tych kretynów! Jeżeli który