Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Znowu spojrzała na niego przenikliwie i długo.
— Przecież i pan ją widział... — powiedziała z przekonaniem. — Marja umarła z wdzięcznością w sercu dla pana i dla mnie, a teraz krąży koło nas.
— Nie czuję tego... — odpowiedział wymijająco. — W każdym razie dziękuję, że czasami myśli pani o mnie.
— Myślę o panu ciągle — rzekła, nie spuszczając z niego wzroku.
— Czemżeż na to zasłużyłem? — uśmiechnął się Nesser. — Nic dla pani nie uczyniłem... Ach, już wiem! Wdzięczną mi pani jest za to, że chcę ją koniecznie wydać zamąż i zostać wreszcie wujkiem? Na nieszczęście, wojna przeszkadza mi w zajęciu się sprawą!
Zaśmiał się wesoło i uścisnął dłoń dziewczyny. Nie cofnęła jej i patrzyła na Nessera przenikliwie, jakgdyby z wyrzutem.
— Mówi pan nie to, co potrzeba — szepnęła. — Tu przecież obok nas stoi Marja...
Nesser mimowoli się obejrzał. W małej salce nikogo już nie było, tylko właścicielka restauracji, pochylona nad kantorkiem, szeleściła banknotami, sprawdzając kasę. Milczeli długo. Wreszcie Nesser puścił dłoń dziewczyny i zapalił cygaro.
— Ech! — westchnął. — Szkoda tej biednej Marji! Jeszcze tak niedawno siedzieliśmy tu wszyscy razem...
Julja długo nie odzywała się wcale. Wreszcie złożyła ręce na stole i szepnęła:
— Często rozmawiałyśmy z nią o panu... Często... daleko częściej niż nawet o nieboszczyku Janku, za jego życia jeszcze...
Nesser spojrzał na nią pytająco.