Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/189

Ta strona została przepisana.

W nocy dopiero odnalazł Nesser sztab dywizji, walczącej na odcinku Notre-Dame-de-Lorette, i jął wypytywać o przebieg bitwy.
— 150-ty pułk, zdenerwowany początkowem niepowodzeniem naszego ataku, opuścił pierwszą linję... Sytuację naprawili niedobitki polskiej kompanji pułku cudzoziemskiego. Ruszyli samorzutnie do kontrataku, no — i prawie wszyscy wyginęli... Jednak pociągnęli za sobą naszych strzelców...
Przez całą noc szukał Nesser pobliskiego szpitala. Znalazł go w Aix-Noulette. Nikt tu nie mógł go poinformować o Polakach.
— Przyjęliśmy — mówili lekarze — tylu rannych, że leżą na podłodze, a nawet w sieniach domów i na strychach!
Nesser obchodził wszystkie lokale, gdzie umieszczono rannych i wykrzykiwał:
— Czy niema tu ludzi z 2-ej kompanji pierwszego pułku cudzoziemskiego!
Wreszcie w jakimś nieoświetlonym domku, z szeregu leżących na sianie ciemnych, okrytych płaszczami postaci słaby głos odpowiedział mu:
— Jestem! Podporucznik Szafraniec z 2 kompanji...
Nesser pochylił się nad rannym i zapalił latarkę elektryczną. Błysnęły złote zęby i źrenice męczeńskie, rozwarte szeroko.
— Dostało się panu? — spytał dziennikarz.
— Mam kulę w boku i przestrzeloną w dwóch miejscach rękę — odparł Polak cichym głosem. — Może mi pan da się napić? Nie miałem od rana ani kropli wody!
Nesser odszukał sanitarjuszkę i po chwili przyniósł kubek wody z sokiem cytrynowym.