Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/207

Ta strona została przepisana.

mknęły licz ładu i bez związku wewnętrznego. Zmysł, który nawet w uśpionym mózgu nie przestaje podporządkowywać wrażeń, podług pewnych praw logiki, wi żąc je w łańcuch przyczyn i skutków, teraz odmawiał posłuszeństwa i pozostawał bezczynny, oddany na łaskę nieznanym siłom. To też w mózgu w nerwach Nessera działy się rzeczy dziwne, w chwilach przebłysku półświadomości przerażając go chaotycznością swoją i płynnością zmienną i wartką.
Kto przeżywał okresy długiej choroby, przerywanej momentami agonji, ten wie, że w chwilach tych jaźń człowiecza wpada w niknący poza granicami dostępnych ludziom badań potok kosmicznego tworzywa, pogrąża się w nim i ostatnim wysiłkiem świadomości pochwytuje nowe, nigdy nie przeżywane wrażenia.
Nesser widział przed sobą mrok nieprzenikniony, otchłanny; czuł chłód, rozluźniający wszystkie niewidzialne nici, łączące molekuły, które tworzyły ciało; chłód przecinał i gasił najlżejsze nawet odruchy, wydawało się, że jest to tchnienie śmierci. W tym mroku, stężałym od zimna, sunął leniwym wartem chaos materjalny, potok jakichś brył przeogromnych i najdrobniejszych atomów, których oko ludzkie pochwycić nie może. Lawina bezkreślna, bezkształtna, żadną prawomiernością nie ujęta, napływała z bezdennej, mrocznej otchłani, wzbierała, jak osyp śnieżny, staczający się z wierchów górskich, napierała, wzdymała się i nagle przerywała niewidzialną zaporę bez dźwięku, bez najsłabszego nawet szelestu. W ciszy martwej powstawał wówczas ruch i niemy zgiełk — straszliwy, bezładny. Rozpryskiwały się całe światy potężne, bezmiernie olbrzymie; przewiercały je drobne