Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Julja usiadła natychmiast, wpatrzona trwożnym wzrokiem w wychudłą twarz Nessera, okrytą gorączkowym rumieńcem.
Panna Briard zaśmiała się i rzekła:
— Niech pan myśli sobie dalej, a my tymczasem skończymy rozmowę. Stała się ona bardzo zajmującą!
Przysunęła krzesło do Julji i, pochylając się ku niej, mówiła prawie szeptem:
— Nigdy nie wyszłabym za pana Nessera! Przyczyny wyłuszczyłam. Była pani szczera ze mną. Odpowiem tem samem... Nie uważam za stosowne i pożądane ciągłe obcowanie pana Henryka z panią, kobietą nieodpowiednią dla jego... poziomu. Chciałabym, żeby się utrzymał na wyżynie, gdy tymczasem z panią może on się stoczyć zbyt nisko. Pragnęłabym, żeby pani zrozumiała, co chcę przez to powiedzieć, panno Martin!
Pochylając się jeszcze niżej, szeptała, jakgdyby knując jakiś spisek tajemny:
— Pan Henryk opowiadał mi o swojem życiu... Był bardzo szczery ze mną, wogóle zresztą odznacza się cyniczną prawdomównością. Otóż zrozumiałam, że obracał się całe życie w nieodpowiedniem środowisku. Nie spotykał tam ludzi, mających ustalone raz na zawsze ideały... Tymczasem wiem z pewnością, że należy on do tych ludzi, których pewne, silne ideje mogą porwać i powołać do czynów wielkich nawet!
— Pan Nesser dokonał już wielkich czynów! — zawołała Julja, potrząsając głową. — Największych na świecie — był miłosiernym, zapominając o sobie!
— No, tak... z pewnością — odparła suchym głosem panna Briard. — Lecz uzna pani, że, naprzy-