Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/280

Ta strona została przepisana.

— Prędzej! — popędzał przewodnik. — Zaraz zacznie się lasek Fumin, za nim jar i tuż — tuż — reduta N 1... Widzicie tam, gdzie pękają co chwila pociski, to — grobla na stawie Vaux... Nasze baterje wzięły ją na cel!
Wśród huku sypiących się zewsząd kamieni, drzazg i ziemi, syczących i gwiżdżących nad głowami żelaznych odłamków przebrnęli lasek i na zboczu wąwozu trafili do niegłębokiego rowu, biegnącego na szczyt pagórka. Wreszcie natrafili na pierwszy posterunek reduty.
Porucznik przyjrzał się żołnierzowi, który w nieruchomej postawie tkwił za przykryciem worków z piaskiem, i zapytał go:
— Hę! Co nowego, kapralu Chevaillot?
Żołnierz zsunął hełm wtył głowy, aby się lepiej przyjrzeć mówiącemu. Po chwili błysnął białemi zębami i wesołym głosem odparł:
— A, pan porucznik Riballier-des-Isles! Wszystko podawnemu... Zdaje się, że „bosze“ zamierzają zagarnąć nam „wąwóz śmierci“, bo napierają tamtędy, jak wściekli...
Chyląc się i pełznąc na kolanach w niegłębokim rowie, posuwali się dalej. Pociski mknęły ze wszystkich stron, bo nawet ztyłu z rechotem i wyciem nadlatywały francuskie granaty.
— Piękne miejsce, nieprawdaż? — ze śmiechem zapytał kapral, klepiąc Nessera po nodze.
— Istotnie, nie bardzo zaciszne! — odparł dziennikarz.
Dotarli wreszcie do jakiejś skrytki w okopie. Mieściła się pod zburzonym murem betonowym. Przykryta workami z ziemią stała się schroniskiem człowieka XX-go wieku.