Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/317

Ta strona została przepisana.

— Cel na 150 metrów — nie więcej! Cel na 150 metrów — nie więcej!
Nic myślał o niczem innem, oprócz dystansu dla strzału i, z pewnością, nie czuł strachu, zrozumiawszy od pierwszej chwili przybycia do reduty, że wyjść z niej cało można jedynie cudem. A jednak z jego sprężystej, muskularnej postaci biła wielka moc i wytrwałość. Nie strzelał, jak maszyna bezmyślna, lecz ostrożnie pochylał głowę, mierzył starannie. Riballier też, z pewnością, wiedział, poco przysłano go tu i co ma powstać z tego huku, zgiełku, dymu i śmierci.
Żołnierz Berger, szeregowiec starszego poboru, chory na biegunkę, spuścił spodnie i usiadł tuż przy nasypie. Ziemia dokoła nóg jego zabarwiła się natychmiast na czerwono, a Berger siedział z twarzą obojętną, skamieniałą, bezmyślnie patrząc przed siebie i to wydymając, to wciągając usta. Wreszcie powstał i rozpryskując trzewikami cuchnącą, krwawą kałużę, zapiął ubranie i stanął przy wale. Po chwili jednak siedział już znowu w tej samej pozie, wydymał i wciągał wargi, rozpływał się strugami zielonego kału i krwi. Taka tępa, zwierzęca obojętność była na twarzy szeregowca, że obserwujący go Nesser nie wyczuł żadnej myśli, ślizgającej się w mózgu jego. Obojętną stała się dla Bergera wstrętna choroba, padające ztyłu i zprzodu kawały żelaza, świst kul, fetor, wszy, brudy, samo życie i śmierć sama. Umarły w nim wszystkie ludzkie odruchy, stał się niezdolnym do strachu, wyczucia cierpienia i żądzy zrywającego się protestu.
Ktoś cicho jęknął obok Nessera. Dziennikarz obejrzał się. Żołnierz Jules, który pierwszy nazwał