Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Z bocznych uliczek, zbiegających ku rynkowi, dobiegały krzyki, strzały, trzask łamanych desek, przeraźliwe wrzaski i zawodzenia kobiet. Nesser wyskoczył z samochodu i pobiegł na ten hałas. Kozacy kolbami i kamieniami wysadzali drzwi małego sklepiku i wybijali okna. Na podwórku dwóch żołnierzy trzymało pojmanego Żyda w długim, czarnym chałacie i aksamitnej jarmułce, trzeci zaś grzmocił go pięścią po twarzy. Żyd chwiał się przy każdym ciosie, krzyczał ochrypłym głosem i przysiadał na uginających się nogach. Żołnierze wynosili z domu skrzynie, worki, rozbijali je i rozrywali, dzieląc pomiędzy sobą zdobycz. Inni uganiali się po dziedzińcu za kurami i gęsiami, a chudy, krzywonogi wachmistrz, klęcząc na ziemi, rżnął wieprza. Tu i ówdzie miotały się już płomienie nad podpalonemi budynkami. Ze wszystkich domów wyciągano pierzyny i poduszki, przetrząsano je w poszukiwaniu ukrytych pieniędzy. Gdy nadzieje zawodziły rabusiów, rozpruwano pierzyny i podrzucano je do góry wśród śmiechu i gwizdów. Biały puch, niby wielkie płatki śniegu unosił się w powietrzu, to opadając, to znów się podnosząc.
Jakiś kozak dogonił gromadkę uciekających i płacących dzieci i siekł je nahajem. Ze wszystkich domów wywlekano mieszkańców i bito kolbami i pięściami. Krzyki, jęki, skargi i skamlania rwały się i mknęły ku niebu, które, osłonięte szaremi, brzeniennemi śniegiem obłokami, nic nie widziało i milczało. Nie słyszało nawet strzałów, któremi żołnierze straszyli Żydów, zmuszając ich do okupu. Kozacy bezwstydnie obmacywali stare i młode żydówki, śmiejąc się na całe gardło i wykrzykując ohydne