Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

Emilka ją rozumie i z nią współczuje. Nie miała ochoty wyznać przed sobą, że jej jedyna towarzyszka niczego nie słyszy ani nie czuje. Niekiedy umieszczała ją na krześle, siadała naprzeciw niej na starym czerwonym podnóżku, wpatrywała się w nią i roiła o niej różne niestworzone historje, aż wkońcu poddawała się dziwnemu jakiemuś — graniczącemu z lękiem — nastrojowi, rozszerzającemu jeszcze bardziej i tak już wielkie jej oczy. Zdarzało się to zwłaszcza nocą, gdy wokoło panowała głucha cisza, przerywana od czasu do czasu jedynie szmerem i piskiem rodziny Melchizedecha w norze pod ścianą.
Jednem z urojeń, jakiemi zwykła Sara się zabawiać, było uważanie Emilki za jakąś dobrą, opiekuńczą wróżkę. Poniesiona fantazją, rozbudzoną dłuższem wpatrywaniem się w ulubioną lalkę, zadawała jej niekiedy różnorakie pytania, żywiąc nadzieję, że ona natychmiast odpowie. Lecz Emilka nigdy nie odpowiadała.
— Co się tyczy odpowiadania — mówiła Sara, aby się pocieszyć, — to i ja sama czasem nie odpowiadam, gdy nie potrafię nic mądrego wymyślić. Naprzykład, gdy ludzie mi urągają, niema na nich lepszego środka, jak nie odpowiadać im ani słowa, tylko popatrzeć na nich... i myśleć. Miss Minchin blednie od wściekłości, ilekroć to uczynię, miss Amelja patrzy na mnie z prze-