co wywołało oburzenie powszechne; że służba cała ze współczuciem najwyższem powitała biedne dziecko na progu zamku, a wreszcie z trwogą wprowadzono je do biblioteki, każdy bowiem drżał na samą myśl spotkania tego niebożątka ze strasznym dziadem. Miss Diblet w tem miejscu przerywała opowiadanie na chwilę i wodząc oczyma po zaciekawionych słuchaczach, mówiła dalej podniesionym głosem:
— Ale ten chłopaczek, widzicie państwo, jest nieustraszony, sam Tomasz mi to opowiadał. Wszedł do biblioteki tak śmiało, jakgdyby był z dziaduniem swoim w najserdeczniejszych stosunkach. A hrabia zdumiał na ten widok i rad nie rad musiał słuchać miłego szczebiotu dziecka i łaskawie na nie spoglądać, w końcu nawet rozchmurzył się trochę. Tomasz zna starego zrzędę na wylot i powiada, że musi być w duszy bardzo zadowolony z takiego wnuka, bo to ma być i śliczne, i dobrze ułożone, i rozumne, jak rzadko.
Sprawa dzierżawcy Hugona rozniosła się także wszędzie lotem błyskawicy. Rektor Mordaunt opowiedział o odwiedzinach swych w zamku podczas obiadu u siebie. Służąca powtórzyła to w kuchni, ztamtąd wieść poszła dalej; w dzień jarmarku, gdy Hugon ukazał się na targu, znajomi i nieznajomi zarzucali go pytaniami, a on każdemu pokazywał ów list z podpisem małego
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.