Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakaś trwoga zakradła się do serca młodzieńca.
Parł, ile tchu koniom starczyło, dążąc ku Warszawie.
Na popasach dowiedział się wielu rzeczy, dotąd nieznanych mu.
Spotkał w Węgrowie niejakiego pana Tołłoczko, spokrewnionego z panem Gustawem Małachowskim, posłem i ministrem; szlachcic, posłyszawszy, że młodzieniec przybywa z Litwy, w palce trzasnął i mruczeć zaczął:
— Litwa... Litwa! Tam musiałby teraz być z wojskiem generał Chłopicki, a nie w Warszawie, gdzie już pokpili sprawę, dawszy zgodę swoją na wypuszczenie Konstantego ze stolicy. Taki zakładnik i, patrzno, kawalerze, grzeczniutko puścili go wolno! Popełniono tem wielki błąd — wszyscy tak myślą! Że też taki Chłopicki, uważany za „boga wojny“, opromieniony blaskiem sztandarów napoleońskich, bohater legjonów Kniaziewicza i Dąbrowskiego, — nie zrozumiał tego! Słysz, powiadają ludzie, że dyktator o układach z carem myśli, a tych, co przy powstaniu wiernie stoją, naraził sobie! Na szczęście Sejm się zgromadził i jako — tako podtrzymuje ducha i wiarę w narodzie. Młodzi, powstanie wszczynając, na starszych, znakomitych, sławnych i popularnych się oglądali i z rąk swoich wodze popuścili. A któż ci sławni? Chłopicki, ks. Czartoryski, Skrzynecki? Dobrzy oni Polacy, lecz, dobrodzieju, tego w dobie obecnej djablo mało... Potrzebujemy zuchwalców, młodych wodzów rewolucyjnych, dobrodzieju! — Dobrze mówię — „zu-