Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

się nocy, gdy dość silny podjazd rosyjski, wyjechawszy na drogę, zaczął zdążać ku Wiśle.
Wyprowadziwszy swoich ludzi na drogę, Lis sunął za Moskalami, a, skorzystawszy z zalesionego terenu, podskoczył do nich bliżej i nagle zaszarżował.
W ręcznem spotkaniu na białą broń zwinni ułani górowali nad liczniejszym nieprzyjacielem i wkrótce wybili jeźdźców rosyjskich do nogi, oprócz dwóch, wziętych do niewoli.
Jeden z nich oficer, — kapitan Szumiłow, drugi — prosty, lecz inteligentny szeregowiec, nie zamierzali nic ukrywać.
Lis dowiedział się, że dywizja generała Gejsmara w tym kierunku dąży na połączenie się z głównemi siłami Dybicza.
— Do jakiego pułku należycie? — spytał Lis.
— Do 2-go pułku strzelców konnych brygady generała Paszkowa! — odparł kapitan.
— Paszkowa?! — zawołał ułan i parsknął wesołym śmiechem. — Toż ja doskonale znam waszego generała!
Pusty śmiech ogarnął go na myśl, że trzeba było trafu, żeby tuż na początku wojny: miał się spotkać ze swoim surowym dyrektorem.
Jeńcy, widząc dobre ze sobą obchodzenie się Polaków, jęli się wynurzać z całą szczerością.
Opowiedzieli więc, że do gen. Paszkowa nadeszły niedawno dyspozycje sztabu Dybicza. Młody oficer zrozumiał, że feldmarszałek, nie spotykając nigdzie oporu, pomimo głębokich śniegów i ostrych mrozów,