Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

Kartacze rosyjskie wyrywały z szeregów dziesiątki ludzi, lecz ułani pędzili dalej w zupełnym porządku.
O jakie dwieście kroków od nieprzyjacielskiej piechoty, broniącej armat, rotmistrz podniósł pałasz i zakomenderował dźwięcznym głosem:
— Marsz! Marsz!
W tej samej chwili rażony kartaczami spadł z siodła, lecz ludzie, rozpuszczając konie, rozpoczęli już szarżą.
W mig rozproszono piechurów i zagarnięto baterję wraz z dowódcą.
W tym czasie nadbiegli dragoni rosyjscy i związali się z ułanami.
Jednak nikt już nie wątpił, że zwycięstwo przechyli się na stronę Polaków.
Wprowadzone do boju szwadrony 2-go i 1-go pułków ułanów odpychały coraz dalej dragonów, zbliżając się do drugiej linji baterji.
Lis, który dowodził szwadronem, ponieważ rotmistrz Lewiński podczas szarży został ranny i musiał opuścić pole bitwy, przerąbywał sobie drogę, walcząc w pierwszym szeregu i obalając ludzi i koni potężnemi cięciami pałasza.
Moskale, widząc siłę jego, cofali się w przerażeniu.
Nagle zagrała trąbka, wołająca do odwrotu.
Dragoni, zdziesiątkowani, otoczeni ze wszystkich stron, nie ruszali się z miejsca, w osłupieniu patrząc na cofających się nagle ułanów.
Lis dopadł rotmistrza Dunina i pytał zdyszanym głosem: