Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak! Teraz ojciec nasz już nie żyje. Ja i dwóch moich braci odziedziczyliśmy po nim „Mzurową Włość“, bo tak się nazywa ta posiadłość, — odparł rotmistrz. — A ty skąd znasz te okolice?
— Pochodzę z Inflantów... Zresztą opowiadano mi to i owo — odparł, mrużąc oczy i zaciskając zęby.
— Eh! Niewielka to i niełakoma włość! Mój starszy brat w niespełna rok przegra ją w karty do reszty, bo prawie trzy czwarte już przegrał i przepił! — ze śmiechem zawołał Fersen, niedbale machnąwszy ręką.
W tej chwili podszedł do nich generał Paszkow i, uśmiechając się do Lisa, rzekł:
— Idź, chłopcze, do swoich kolegów, bo zaraz rozpoczną się tańce, a poto przecież jesteście tu zaproszeni, aby piękne panie nie nudziły się i tańczyły jak najwięcej!
Lis ukłonił się i odszedł natychmiast.
Miał zmarszczone brwi i myślał:
— Ojca zabili, matka zginęła bez wieści, ograbiono całą rodzinę poto, aby młody Fersen przepił i przegrał ziemię naszą?! Do pioruna! Gdybym tak spotkał we cztery oczy tego opoja i szulera...
Zacisnął szczęki i pięści i ze skurczoną, mściwą twarzą stanął przed kolegami.
— Liszko, aleś dął dziś, aż w uszach dudniło i dech spierało w dołku! — wołali koledzy, otaczając go. — Dumni byliśmy z ciebie. O! A ty czemu taki zły?
Lis potrząsnął głową i odparł: