Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/219

Ta strona została przepisana.
I.
GROBOWIEC KRÓLEWSKI.

Bo Paryż często mody odmianą się chlubi,
A co Francuz wymyśli, to Polak polubi.

W słowach tych, wypowiedzianych przez Podkomorzego przy wieczerzy w Soplicowie, jest więcej prawdy, niżby się tego ich żartobliwy ton domyślać pozwalał: kto wie nawet, czy nie są one — w swej drugiej części — jedną z najgłębszych prawd naszej historyozofii.
Młodsi pod względem cywilizacyjnego rozwoju, o której to młodszości tak wymownie i przekonywająco uczy nas Szujski w jednym ze swych najgenialniejszych szkiców, zawsze, a przynajmniej od czasów Jana Kazimierza i jego żony, czuliśmy jakiś nieprzezwyciężony pociąg do Francyi, a głównie do Pa­ryża, skąd czerpiąc światło naszej zachodnio-łacińskiej kultury, nierzadko przy świetle tem, jak ćmy, opalaliśmy sobie skrzydła... Tytuł »Francuzów Północy« schlebiał naszej narodowej próżności, a jak zawsze byliśmy skłonni do zachwytów nad wszystkiem, co obce, tak w szczególności imponowało nam wszystko, co posiadało stempel francuski, począwszy od Hen­ryka Walezego, a skończywszy na perfumach i rękawiczkach. Wystarczało, by coś pochodziło z Francyi, ażeby miało widoki przyjęcia się u nas, czy to było francusko-wersalskie zepsucie, czy wolteryanizm, czy rewolucya lipcowa. Z krzywdą dla innych narodów, jak np. dla Anglików, we Francyi zawsze widzieliśmy więcej, niż było, często nie widząc belek w jej oczach, choć dostrzegaliśmy najdrobniejsze źdźbła w oczach Anglików lub Niemców; a co się tycze Paryża, który nas