Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/478

Ta strona została przepisana.

Gervinusa. Otóż zdarzyło się tak, pamiętam, że siedziałem w redakcyi, gdy nagle przychodzi depesza, depesza z Poznania. Notabene depesze były wtedy wielką rzadkością. Wrażenie! Cóż dopiero, gdyśmy przeczytali wiadomość, którą nam przynosiła ta depesza. Rewolucya w Poznańskiem! Donoszono nam, że się formuje komitet rewolucyjny, że się zakładają obozy w polach, że się formują oddziały kosynierów... Czasy były takie, że, pamiętam, nawet nie poszedłem do domu na obiad, tylko pożegnawszy się z Gervinusem, który mię powstrzymywał i hamował, wprost z redakcyi Deutsche Zeitung pojechałem na kolej. Tak, jak stałem! Pamiętam, że mi Hahn, jeden z kolegów redakcyjnych, a późniejszy minister badeński, przesłał później z Heidelberga moje rzeczy do Poznania. Pojechałem wprost do Berlina. Tam przyłączyłem się do t. zw. legii akademickiej, z którą po kilku dniach udałem się do Poznania... Tymczasem prusacy, którzy się po swojej rewolucyi w Berlinie bardzo szybko zoryentowali w sytuacyi, zażądali zwinięcia obozów, a legiom akademickim przyrzekli organizacyę narodową. Do Poznania przyjechał ów poczciwy jenerał Willisen, posłany do układania się z Poznańczanami, do pertraktowania z wybitniejszymi obywatelami Księstwa. Pamiętam, że zaraz pierwszego dnia zostałem wprowadzony na posiedzenie komitetu rewolucyjnego. Przedstawiony jego członkom, ponieważ byłem znany, jako współpracownik Deutsche Zeitung, zaraz zostałem zaszczycony jednogłośną uchwałą, ażebym redagował po niemiecku pisma od komitetu do rządu. Rzecz charakterystyczna, że ci poznańczycy, którzy się tak skarżyli na germanizacją, musieli wołać mnie, Litwina, żebym im po niemiecku pisał! A i to było niemniej charakterystyczne, że na takiem posiedzeniu, na którem zasiadali sami ludzie poważni wiekiem, przeważnie oficerowie z roku 1831, dopuszczono takiego, jak ja wówczas młodzika, żem głos zabierał na równi z nimi... A przecież w tym komitecie zasiadał sam kwiat społeczeństwa! Był biskup, był nawet sam Mierosławski, był Potworowski, oficer z r. 1831, był Libelt, był Stefański. Ten ostatni był księgarzem w Poznaniu. Świetny typ! Świętobliwy demagog, człowiek, który pobożność cudownie umiał łączyć z demagogią: wydawał Złote Ołtarzyki, które mu się doskonale opłacały, i warcholił. Ale zaczęło się posiedzenie. Libelt, jako prezydujący, odczytał odezwę do narodu, odezwę, napisaną stylem napuszo-