Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

żywicy cedrowej, która twardniała szybko i ściskała słabe miejsce.
Po trzech tygodniach Marusz mógł już chodzić po izbie. Ujrzawszy go idącego, Czao-Ra przypadła Maruszowi do stóp, skowytała i piszczała, liżąc je.
Wyraziwszy tem swoją radość, wyniosła się z chatki. Całe dnie spędzała odtąd z Wou-Gou.
Poczuwała się do obowiązków matki i musiała przecież zająć się nareszcie wychowaniem syna.
Psy wyruszały razem do lasu, gdzie spędzały cały dzień, powracając zziajane, okryte szronem i śniegiem i straszliwie najedzone.
Marusz już pomagał żonie w gospodarstwie.
Pewnego razu, gdy siedzieli w izbie i wycinali rzemienie, wpadł Dugen i, gwarząc po swojemu, wskazywał rączką na niebo.
Myśliwy porzucił pracę i wyjrzał przez drzwi.
Nad jeziorem, jeszcze zamarzniętem,