Wkrótce weszliśmy na górę. Obydwie zasadzki były widoczne, jak na dłoni. Można było z łatwością ostrzeliwać je z dobrym skutkiem. Gdy zbliżyliśmy się o kilometr do punktu niebezpiecznego, zawołałem swego towarzysza-Polaka, Tatara, Kałmuka i paru młodych oficerów i, zostawiwszy konie przy oddziale, ruszyłem na ostateczne zbadanie sytuacji. Z góry o pięćset kroków niżej widziałem dwa ogniska, buchające wysokim płomieniem, a przy każdem z nich siedział żołnierz z karabinem, reszta zaś ludzi spała; ich czarne postacie nieruchomo leżały przy ogniskach. Wydało mi się, że i warta śpi. Mam ostry wzrok i parę razy spostrzegłem, że głowa czuwającego żołnierza bezwładnie opadała na piersi.
Nie będąc pewny swoich nowych towarzyszy, nie mogłem rozpoczynać boju z bolszewikami, chociaż byłem przekonany, że potrafię podejść niepostrzeżenie do obozu partyzantów i rozbić ich. Wolałem jednak nie pozostawiać po sobie śladu, gdyż wiele kłopotu mielibyśmy w razie pościgu w Mongolji, gdzie chińscy urzędnicy mogli dopomóc naszym wrogom. Naradziwszy
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/b/b9/Ferdynand_Ossendowski_-_LZB_01_-_M%C4%99cze%C5%84ska_w%C5%82%C3%B3cz%C4%99ga.djvu/page107-1024px-Ferdynand_Ossendowski_-_LZB_01_-_M%C4%99cze%C5%84ska_w%C5%82%C3%B3cz%C4%99ga.djvu.jpg)