Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

„Gamini“ i „kuli“, jak na sygnał, przycichli i na ulicy się nie pokazywali, a na ich miejsce zjawiły się już otwarcie rosyjskie patrole partyzanckie; na górach zaś coraz częściej tkwili jeźdźcy mongolscy, spoglądający w stronę miasta i „nogan-choszunów“, gdzie się roiło od wylęknionych Chińczyków. Władze chińskie ostatecznie potraciły głowy, gdy nadeszła wiadomość, że ałtajscy Tatarzy, połączywszy się z Mongołami, zorganizowali pościg za wojskami chińskiemi, uchodzącemi po pogromie Kobdo i, dogoniwszy, wycięli w pień.
Chińczycy wpadli w nastrój bardzo przygnębiony. Zdawało się, że wszelkie nasze trwogi się skończyły, i że ze strony gaminów i kuli już nic nam grozić nie może. Tymczasem do jednego z kolonistów rosyjskich współczujących bolszewikom, przybyło kilku sowieckich ajentów z różnemi poleceniami. Wkrótce banda ta zaczęła prowadzić rokowania z Wan-Dzao-Dziuniem i z chińskiemi domami handlowemi. Dowiedzieliśmy się, że gubernator chiński dostał znaczną sumę pieniędzy od ajentów bolszewickich, a w parę dni później od przyjaznych nam Chińczyków otrzymaliśmy wiadomość, że