Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

tych szaleńców, gdybyśmy wykazywali im ich brutalność, jako względnie komiczny błąd w życiu, gdybyśmy mówili do nich poprostu „że przekonają się o tem dopiero jak będą starsi“, zajęlibyśmy prawdopodobnie najlepsze i najbardziej wzruszające stanowisko, wobec słabości ludzkiej. Nasz stosunek do dzieci dowodzi, że paradoks ten jest całkowicie prawdziwy, że można połączyć: przebaczenie graniczące z pogardą i uwielbienie graniczące ze strachem. Przebaczamy dzieciom z tą samą bluźnierczą uprzejmością, z jaką Omar Khayyam przebaczył Wszechmocnemu.
Istotna racja naszego stosunku do dzieci tkwi w fakcie, że przeczuwamy w nich nadnaturalność, gdy równocześnie jakaś mistyczna przyczyna nie dozwala nam w sobie samych wyczuwać mistyczności. Małość dzieci właśnie pozwala patrzeć na nie jak na cud; wydaje się nam, jakgdybyśmy mieli do czynienia z jakąś nową rasą, oglądaną przez mikroskop. Wątpię, czy ktokolwiek, obdarzony czułością i wyobraźnią, może spoglądać na rączkę dziecka bez uczucia lekkiej trwogi. Napełnia nas szacunkiem myśl o energji ludzkiej potrzebnej do poruszania takiego drobiazgu; równa się to przypuszczeniu, że natura ludzka mogłaby kryć się w skrzydłach motyla lub w listku drzewa. Gdy patrzymy z góry na to życie tak ludzkie a tak małe jednak, wydaje się nam jakgdybyśmy sami wyrastali do kłopotliwej wielkości. Wobec tych