Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy pan pamiętasz, co on mi ośmielił się powiedzieć rok temu? — wołał dalej zacietrzewiony, — powiedział, że się mnie nie boi, i nie złożył mi wizyty. No! teraz będzie się mnie bał... Ja, mój panie, jestem już na grubem stanowisku! O mnie się dobijają, ja biorę po czterdzieści groszy za wiersz, mój panie!...
Wodnicki nie przerywał. Stał teraz tuż przed dziennikarzem i powstrzymywał uśmiech, gwałtem wydzierający się na usta.
— Ot, teraz — ciągnął dziennikarz — napisałem nowelkę „Miłostka aktorki...“ arcydzieło, panie!... Wziąłem sto rubli i dobrze mi jest! Tu! panie, jest setka! Ekaterinka! Po czterdzieści groszy, panie, dostaję za wiersz, za jeden wiersz!... Przeczytaj pan tę nowelkę. „Miłostka aktorki!” pyszny tytuł? co?
Wodnicki zmarszczył brwi i dolną wargę przyciął aż do krwi.
Miał matkę byłą aktorkę i sam kochał oddawna piękną dziewczynę, występującą na scenie, którą chciał pod dach swój jako żonę wprowadzić. Zabolało go to lekceważenie aktorek. Nie mógł się powstrzymać od trochę ostrej odpowiedzi.
— Co pan możesz wiedzieć o miłostkach aktorek? skąd pan do tegobyś przyszedł!
Człowiek w porządnym surducie wyprostował się jak struna.
— Phi! mój panie! — zaczął znowu, — jak palcem kiwnę, będę miał wszystkie!
Szerokie koło zakreślił wyciągniętą ręką. Koło to objęło i kilka biuścików pięknej artystki, uśmiechającej się z delikatnej osłony koronek. Ten mały, dziwaczny jegomość nadawał sobie w tej chwili minę zwycięscy, wydymując wklęsłą pierś i mrużąc dwuznacznie oczy. Rzeźbiarz przecież nie pozwolił sobie imponować tymi niezwykłymi objawami donżuanerji — oparł się o podstawę jednego z posągów i właściwym sobie ruchem skrzyżował ręce na piersiach.
— Chyba jakąś ostatnią statystkę możesz pan... mieć... na kiwnięcie palcem! Zechciej pan pamiętać, że matka moja była artystką.