Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/132

Ta strona została przepisana.

Jakiś błysk zapłonął nagle w oczach siwych Weychertowej. Nie poruszając się z miejsca, odparła:
— Och! Gdybym ci wyliczyła nazwiska dam, które uległy Halskiemu...
Rena przebiła ironicznie:
— Załóżmy się, że nie wyliczyłabyś. Przynajmniej ominęłabyś niektóre!...
Leniwie, powolnie Weychertowa podniosła się na łokciu i spojrzała w oczy Renie.
Bez słów — porozumiały się. Weychertowa odczuła, że Rena wie... i że ją nienawidzi.
— Zresztą — ciągnęła Rena — z tym panem nie zgodzę się nigdy, gdyż dla mnie jedyne prawo do miana kobiety ma taka istota, która przeszła przez życie bez zarzutu.
— O! — zaczęła się bronić Weychertowa — mówisz to dlatego, że Halski nie ferlakurował ci z blizka, tylko na żarty zdaleka. Gdybyś jednak odczuła, co jest zbliżenie się takiego człowieka, gdyby on uwziął się na ciebie...
Rena przerwała jej nagle:
— A skąd wiesz, że tak nie było?
Weychertowa obrzuciła ją pewnym siebie wzrokiem.
— Przypuszczam. Halski nie gustuje w takim właśnie rodzaju kobiet. Jemu trzeba zupełnie innej piękności.
Panna uświadomiona zaczęła śmiać się cichutko a złośliwie.
— Ha-re-mo-wej! — zaśpiewała na nutę orjentalną.
Rena popadła jakby w rodzaj wściekłości, starannie ukrytej.
— Mylnie sądzicie! Halski czynił wszystko co mógł, abym mu uległa...
Może byłaby tu zatrzymała swe zwierzenia, gdyby w oczach obu kobiet nie było powstało zaakcentowanie sceptycznego niedowiarstwa.
— O! o!... — zamruczała Janka, czołgając się na kolanach aż do Reny.
Weychertowa milczała, ale oczy błyszczały jej, jak u kota.
Rena triumfalnie powiodła po nich wzrokiem.
— A ja mu się oparłam! — wyrzekła dobitnie, prostując się w hieratycznej pozie.
Weychertowa pokręciła głową.
I odszedł z niczem?
— Z niczem!
Tyle było siły w głosie Reny, że pierwsza uległa jej uświadomiona panna.
Rzuciła się cała ku Renie.
— Gdzie to było? Jak? Kiedy? Moja złota! Opowiadaj!
— Trzy dni temu — po waszem wyjściu odemnie...