Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/136

Ta strona została przepisana.

chwili do gruntu zepsute i bezczelne. — Czuła się doskonałą i nieskazitelną w porównaniu z niemi.
— I duchowo i fizycznie!... — powtarzała w myśli, jakby suggestjonując sobie radość z powodu swej doskonałości.
W bramie dopędziła ją Janka. Czemprędzej wsunęła jej rękę pod ramię.
— Doprawdy... — wyrzekła — ta Weychertowa jest bezczelna...
— ?...
— Widziałam kapelusz, jaki wybrała dla żony redaktora. — Ubrany wstążką z pękiem akacji. Powiadam ci, horrendum. Chyba umyślnie, ażeby uwidocznić jej szpetotę...
— Och!
— No tak! A potem z tem lekarstwem. Ja na miejscu redaktorowej nie brałabym tego lekarstwa.
— Dlaczego?
— Bałabym się!
Rena aż drgnęła. — Była to potworna insynuacja uczyniona z dziką lekkomyślnością. Lecz uświadomiona panna już cieszyła się innem wrażeniem.
— Widzisz! Widzisz! Oglądają się za nami!
— Jesteś bardzo pięknie ubrana.
— O! Nie!... Ale to dlatego, że o mnie coraz gorzej mówią!
— I cieszy cię to?
— Szalenie! To dowodzi, że jestem coś warta. — Biada kobiecie o której już nikt nic nie mówi.
— Zapewne. Niech mówią, ale coś dobrego!
— Och, moja droga! Co za komiczne przesądy, lepiej niech nad taką kobietą śpiewają requiescat in pace!..
Śmiała się, kręciła głową — fez jej przekrzywił się na bok. — Dostrzegła to w szybie — zatrzymała się, aby go poprawić. Rena zauważyła, iż rzeczywiście ludzie oglądają się za nią. — Podrażniona chciała ją pożegnać, lecz Janka chwyciła ją za rękę.
— O! Nic z tego!... Weźmy dorożkę — pojedziemy do „Splendidu“, tam na terasie będzie na mnie czekał Ottowicz. Pojedziemy na raki. Może i dla ciebie się kto znajdzie!
Rena chciała zaprotestować. Wymawiała się swoją niedbałą tualetą.
— Przeciwnie, w tej białej sukni i w tej panamie z welonem bardzo ładnie wyglądasz...
Śmiała się wesoło.
— Prawie jak panna... żeby tylko nie te ażurki w bluzce... Jesteś chytra, wiesz jak się ubierać, aby działać... Cóż dziwnego, że się na ciebie rzucają?