Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/083

Ta strona została skorygowana.

wszystkich się zdaje, że to kobieta. — A więc jego bym ubił, to naturalne.

lulu.

A!

wituś.

Ale kuzynka chciała mi coś powiedzieć... co?

lulu.

Nic — już nic.

wituś.

E! bo kuzynka sobie żarty stroi, a tam konie czekają. Jedźmy!

lulu.

Zostaw mnie! Jestem prawie bezprzytomna.

wituś.

Głowa cię boli?

lulu.

Tak... głowa.

wituś.

Tem więcej nie ustąpię. Na głowę jedyne lekarstwo... koń!

lulu.

A... na serce?

wituś.

Koń i rozpusta. — Przepraszam, że tak to bez ogródek powiedziałem, ale to stare i wypróbowane lekarstwo!

lulu.

Leczyłeś się niem?

wituś.

A jakże. Cóż ty myślisz — że i ja się tam kiedyś nie kochałem? No — tak jak mnie stać było, ale się ko-