Strona:Ginewra (Tennyson) 009.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Aże raz rzekła: „O mój Lancelocie!
„Jedź ty ztąd, osiąść w twym zamku, daleko!
„Bo jak zostaniesz, będzie nas sprowadzać
„Ciągła sposobność, i będziem się schadzać,
„Aż los nasz kiedyś straszną błyśnie dobą,
„Co naszą hańbę przed ludźmi rozszczeka
„I król się dowie...” On przyrzekł, lecz zwleka,
Został, i znowu schadzali się z sobą.
Aż znów raz rzekła prośbą nagląc rzewną:
„Jeśli mnie kochasz, jedź ty już ze dworu!”
Więc umówili się już na noc pewną
(Nie miał być w domu król tego wieczoru)
I tak się zeszli, żegnać się na zawsze,
A lica blade i oczy ich łzawsze,
Nizko na brzegu siedli jej posłania,
Oko tkwi w oku, dłoń utkwiła w dłoni,
Czas już ostatnią im godzinę dzwoni
Stłumionych szeptów, szałów pożegnania...
Wtedy pod basztę Modred pokryjomu
Przywiódł swą zgraję na świadka ich sromu,
I na głos ku nim krzyknie gardłem całem:
„Zdrajco! wyjdź teraz! wreszcie cię złapałem!”
Jak lew zbudzony Lancelot nań skoczył,
Pchnął go, on na dół runął, krwią się zbroczył,
Tak go z pod baszty uniósł orszak dworski.