Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/253

Ta strona została przepisana.

kiwałem na pieniądze, aby wówczas wszelkich spo.sobów użyć, dla poszukiwania śladów Hillela i Mirjam-

Sprzedałem swoje drogie kamienie, które miałem jeszcze w kieszeni — i wynająłem sobie dwie małe, umeblowane, obok siebie leżące mansardy na Staroszkolnej ulicy — jedynej ulicy, która po przebudowaniu dzielnicy żydowskiej została zachowana.
Szczególny przypadek: był to ten sam dobrze znany dom, o którym krążyło podanie, że kiedyś zniknął w nim Golem.
U mieszkańców — po największej części drobnych kupców i rzemieślników — dowiadywałem się, czy jest cokolwiek prawdy w pogłoskach o „pokoju. bez wejścia“ — i zostałem wyśmiany. — Jak można wierzyć w podobne niedorzeczności!
Moje własne przeżycia, które się z tem wiązały, przybrały w więzieniu mglistość dawno zwietrzałego widzenia sennego — i widziałem w nich już tylko symbole bez życia i krwi, — i wykreśliłem z księgi moich wspomnień.
Słowa Lapondera, które nieraz tak wyraźnie w sobie słyszałem, jakby siedział na przeciwko mnie jak dawniej w celi — i jakby ze mną rozmawiał, — utwierdziły mnie w tem, że musiałem czysto wewnętrznie kontemplować to, co mi przedtem ukazało się, jako uchwytna rzeczywistość.
Czyliż nie przeminęło, nie znikło wszystko, com niegdyś posiadał? Księga Ibbur, fantastyczna talja kart do taroka, Angelina i nawet moi starzy przyjaciele: Zwak, Vrieslander i Prokop! —

Był wieczór Bożego Narodzenia i przyniosłem sobie do domu małą choinkę oraz czerwone świeczki. Chciałem jeszcze raz być dzieckiem, mieć koło siebie płomyki światła, zapach żywicznych igieł i płonącego wosku.
Zanim rok dobiegł do końca, nie dałem za