Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

odrzekła: Tak, może to jest i dobra myśl. Bardzo panu dziękuję.
Nazajutrz kazałem zanieść do niej mego Chrystusa i tegoż samego wieczoru posłałem do niej barona de Saint-Hospital.
Przez trzy miesiące posyłałem jej moich klijentów, wszystkich jakich miałem najlepszych, najlepiej sytuowanych wedle moich informacyj. Nie słyszałem jednak nic o niej.
Pewnego razu, mając u siebie jednego obcokrajowca mówiącego bardzo źle po francuzku, zdecydowałem się sam przedstawić go pani Samoris.
Lokaj czarno ubrany przyjął nas, wprowadził nas do pięknego, przyciemnionego, z gustem umeblowanego salonu, gdzie czekaliśmy kilka minut. Zjawiła się ona, miła, zachwycająca, podała mi rękę i prosiła nas siedzieć. Gdy wytłomaczyłem jej powód naszego przybycia, zadzwoniła.
Lokaj zjawił się znowu.
— Pójdź, rzekła i dowiedz się czy panna Izabela pozwoli nam wejść do kaplicy.
Młoda panna sama przyszła z odpowiedzią. Miała piętnaście lat, postać skromną i dobrą, pełną świeżej młodości.
Sama zapragnęła zaprowadzić nas do swojej kaplicy.
Byłto rodzaj świętego buduaru, w którym przed Chrystusem, przed moim Chrystusem leżącym na pewnego rodzaju żłóbku z czarnego aksamitu, paliła się srebrna lampka. „Mise en