— Jak się nazywa?
— Ból.
— Nazywacie to bólem!.. No, to mnie się ten ból wcale niepodoba. A czy ta rzecz często trafia się w Krainie Snów?
— Stanowi ona naszego życia część bardzo znaczną. A panu było to obcem zupełnie?
— Rozumie się. Ten wasz ból wcale mi nie przypadł do gustu.
Wikary dokończył w tej chwili wiązania bandażu, i objaśnić chciał pacyentowi swoją czynność.
— To powinno wystarczyć panu tymczasem. Przeszedłem wprawdzie cały kurs operacyj ambulansowych, ale skrzydło opatruję po raz pierwszy. Czy mniej boli teraz?
— Nie świeci, a płonie — dziwił się anioł w dalszym ciągu.
— Do przewidzenia jest, że płonąć ona tak będzie jeszcze czas jakiś.
Anioł poruszył skrzydłem zdrowem i zaczął uważniej przypatrywać się wikaremu. Robił to już ukradkiem przez ramię podczas opatrunku, teraz mierzył go wzrokiem od głowy do stóp, a dokończywszy oględzin, z uśmiechem łagodnym na przepięknej twarzyczce swojej, zrobił tę uwagę ostateczną:
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/92/H._G._Wells_-_Go%C5%9B%C4%87_z_za%C5%9Bwiat%C3%B3w.djvu/page28-1024px-H._G._Wells_-_Go%C5%9B%C4%87_z_za%C5%9Bwiat%C3%B3w.djvu.jpg)