— Może być — powtórzył anioł w zamyśleniu; — prawdopodobnem wistocie jest coś w tym rodzaju. Przypominam sobie, że i mnie niekiedy śpiącemu, lub gdym marzył pod słońcem południka, zjawiały się twarze jakieś szczególne, pomarszczone jak pańska; widziałem je zbliżające się do mnie, widziałem drzewa podobne zupełnie do tych oto, i ziemię wzgórkowatą, nierówną, jak wasza ziemia. Tak, to ja prawdopodobnie musiałem jakimś sposobem dostać się do waszego świata, czy na planetę waszą...
— Niekiedy — objaśniał znowu wikary — przed udaniem się na spoczynek, w stanie umysłu blizkim świadomości, ukazywały się i mnie również istoty piękne, jak ty, w otoczeniu olśniewających harmonij świata materyalnego... Wszystko tam kwitło dokoła, postacie żyjące były uskrzydlone, a tuż, tuż, obok, jakieś kształty żywe, straszne, nieprawdopodobne, błądziły tu i owdzie. Wtedy i słuch mój pieściły jakieś dźwięki, o których na jawie u nas marzyć nawet nie można... Widać z tego, że gdy duch nasz oswobadza się ze świata zmysłów, gdy przechodzimy w mrok i mgliste nieujęte inne światy, dostrzegamy warunki odmiennego bytu, podobnie, jak dostępnemi stają się oku naszemu
Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/92/H._G._Wells_-_Go%C5%9B%C4%87_z_za%C5%9Bwiat%C3%B3w.djvu/page33-1024px-H._G._Wells_-_Go%C5%9B%C4%87_z_za%C5%9Bwiat%C3%B3w.djvu.jpg)