Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/116

Ta strona została skorygowana.

Dziewczynka nie miała teraz zabawek. Kłuła szpilką liść i patrząc przez małą dziurkę dostrzegała tam twarze braci swoich.
Dzień za dniem mijał jednostajnie. Wiatr poruszał gałązkami krzewów różanych i szeptał im:
— Jesteście tak piękne, jak nic na świecie.
Ale róże odpowiedziały mu:
— Mała Elżbietka piękniejsza jest od nas!
Stara chłopka siadywała przed domem, z książką do nabożeństwa. Wiatr poruszał kartki i mówił do książki:
— Ty jesteś najpobożniejsza w świecie!
— Nie, — odpowiadała książka. — Mała Elżbietka pobożniejsza jest odemnie!
Skończywszy lat piętnaście, wróciła do pałacu. Macocha spostrzegła jej piękność i zapałała straszną nienawiścią. Radaby była przemienić Elżbietkę w łabędzia i wygnać z domu, ale nie mogła tego uczynić, gdyż król chciał widzieć córkę.
Królowa posiadała wspaniałą, marmurową wannę. Wzięła trzy ropuchy, pocałowała je i nakazała, by jedna siadła na głowie Elżbietki gdy wejdzie do wody, druga na jej czole, a trzecia na piersiach. Czary te miały ją uczynić leniwą, brzydką i złą. Tak się też stało, kąpiąca się dziewczynka nie spostrzegła niczego. Gdy wyszła z wody wypłynęły na wierzch trzy kwiaty czerwonego maku. Zaczarowane, jadowite gady doznały tej przemiany przez samo dotknięcie niewinnej i pobożnej dziewczynki.
Ujrzała to macocha i natarła biedną Elżbietkę odwarem z włoskich orzechów, tak że poczerniała, twarz posmarowała cuchnącą maścią, a wreszcie zmierzwiła jej włosy. Trudno było poznać piękną dziewczynę.