Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/106

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

nie dawano mi ziemniaków na wieczerzę, nie obchodziło mnie to wiele, bo najadłem się poprzednio na obiad. Ale pewnego dnia Garofoli zobaczył mnie jedzącego talerz zupy u owocarki i zrozumiał, dlaczego nie skarżę się na odbieranie mi ziemniaków. Postanowił zatem, że już odtąd nie będę wychodził i pozostanę w domu, aby gospodarzyć. Gotuję jedzenie, ale ponieważ mógłbym jeść w czasie gotowania, więc Garofoli wymyślił garnek z pokrywką zamykaną na kłódkę. Zrana kładzie w garnek mięso z jarzyną, nalewa wodę, nakrywa pokrywką i zamyka na kłódkę. Potrzebuję tylko przystawić garnek na ogień. Wącham zapach rosołu, gotując to wszystko, ale to nie syci, przeciwnie podnieca uczucie głodu; to też od czasu, gdy jestem w kuchni pobladłem jeszcze bardziej. Ale dosyć ci już naopowiadałem, Garofoli zaraz przyjdzie, a nic nie będzie gotowem.
Mówiąc to, chodził, utykając na nogi, naokół stołu, ustawiając na nim talerze i nakrycia. Naliczyłem dwadzieścia talerzy, a więc dwadzieścia dzieci miał Garofoli pod swą komendą. Łóżeczek było jednak tylko dwanaście, więc chyba po dwoje dzieci sypiało razem. Co za łóżka! Bez powleczeń, z czerwonemi derami, które musiano zakupić w stajni, gdy już były zbyt wytarte aby ogrzewać konie.
Była to pora, w której wracali wszyscy uczniowie Garofolego. Każdy z nich wchodząc, zawieszał swój instrument na gwoździu ponad łóżkiem, ten skrzypce, ów harfę, inny znów flet lub puzon. Dzieci, które nie były muzykalnemi, wsadzały do klatki zwierzątka, które na ulicach pokazywały.
Ciężkie kroki rozległy się na schodach; czułem, że to Garofoli.
Do pokoju wszedł krokiem niepewnym mały człowieczek o twarzy niemiłej, lecz nie miał na sobie włoskiego ubrania, tylko szare palto.