Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.
—   123   —

książki i rozdzielono je między nas. Były to przeważnie dzieła o przyrodzie, historja roślin i opisy podróży. Aleksy i Benjamin nie odziedziczyli po ojcu chęci do nauki i zazwyczaj co wieczór otworzywszy książkę, zasypiali nad nią już po przeczytaniu trzech lub czterech stron. Co do mnie, to czytywałem ciekawie aż do chwili, w której musieliśmy udawać się na spoczynek. I tak nie poszły na marne pierwsze lekcje, jakich mi Witalis udzielał, więc też wspominałem go z rozrzewnieniem.
Liza nie umiała czytać, ale widząc mnie pochłaniającego książki, skoro tylko miałem wolną chwilę, zaciekawioną była, co mnie w tych książkach tak zajmuje. Początkowo chciała mi odbierać te książki, które odrywały mnie od zabawy z nią, potem widząc, że jednak powracam do tych książek, domagała się, bym jej takowe odczytywał. Było to nowym węzłem między nami. Liza zaś znalazła w tem rozrywkę i pokarm duchowy.
Wiele godzin tak przepędziliśmy; ona siedząc przedemną i nie spuszczając mnie z oczu, a ja czytając. Często zatrzymywałem się, napotykając słowa, lub ustępy, których nie rozumiałem i spoglądałem na nią pytająco. Nieraz długo szukaliśmy takowych, dawała mi znak, bym dalej czytał, ruchem, który wyrażał: „później dowiemy się“. Nauczyłem ją też rysować, choć byłem sam nieumiejętnym nauczycielem. Nauka trwała długo i była trudną, lecz jakąż była radość, gdy Liza wykonała swój pierwszy rysunek, na którym można rozpoznać było przedmiot, który chciała odtworzyć.
Ojciec Akę uściskał mnie.
Nie zrobiłem głupstwa, biorąc cię do siebie, — rzekł. — Liza odwdzięczy ci się później.
Później, to jest wtedy, kiedy mówić będzie, bo nie stracono nadziei, że mowa przywróconą jej zostanie; — tak twierdzili doktorzy.