Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/47

Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

W tym czasie przyzwyczaiłem się też do długich, nużących marszów. Poprzednio przy matce Barberin byłem dzieckiem wątłem, lecz teraz to życie na wolnem powietrzu wzmacniało mnie. Miałem silniejsze nogi i ramiona, rozwinęły się moje płuca, skóra się zahartowała i równie wytrzymały byłem na zimno i niepogodę, jak i na upały, na brak pożywienia i na trudy.

VIII.
Przez góry i doliny.

Tak przeszliśmy część środkowej i południowej Francji. — Nasz sposób podróżowania był bardzo prosty; szliśmy prosto przed siebie, na chybił trafił, a gdy spostrzegliśmy jaką wioskę, która nie wydawała nam się zbyt nędzną, przyspasabialiśmy się do tryumfalnego wejścia. — Zajmowałem się tualetą piesków, czesząc Psinkę, ubierając Zerbina, zakładając plaster na oko Kapiego, aby mógł odgrywać rolę starego mruka, wreszcie zmuszałem Żolisia do przywdziania munduru generalskiego. To było najtrudniejszem zadaniem, gdyż małpka, która wiedziała, że ta tualeta była wstępem do pracy, jaka na nią czekała, broniła się, jak mogła i czyniła najpocieszniejsze skoki, aby mi przeszkodzić w ubieraniu jej.
Wtedy przyzywałem Kapiego na pomoc i przez jego czujność, jego instynkt i spryt udawało mi się prawie zawsze pokonać złośliwe wymysły małpki.
Gdy trupa była już w szyku, Witalis brał swoją piszczałkę i tak wkraczaliśmy do wsi.
Gdy liczba ciekawych, którzy nas okolili, była dostateczną, dawaliśmy przedstawienie. Jeżeli przeciwnie za mało było widzów, wtedy szliśmy dalej.
Po miastach zatrzymywaliśmy się na dłużej. — Zrana wolno mi było spacerować, gdzie tylko chciałem. Brałem wtedy Kapiego ze sobą, — Kapiego, zwykłego