Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/65

Ta strona została uwierzytelniona.
—   59   —

Postanowiłem czekać aż do wieczora, ale było niepodobieństwem siedzieć tak bezczynnie o głodzie ściskającym nam wnętrzności.
Trzeba było coś wymyśleć, coby nas czworga zajęło i zabawiło.
Gdybyśmy mogli tylko zapomnieć o głodzie, to mniej odczuwalibyśmy go w czasie tych godzin oczekiwania.
Czem zająć nas?
Zastanawiając się nad tem, przypomniałem sobie, jak Witalis opowiadał mi, że w czasie wojny, gdy jaki regiment znużony jest długim marszem, to muzyka mu zagra, a przy jej wesołych i porywających dźwiękach żołnierze zapominają o swem zmęczeniu.
Jeżeli zagram coś wesołego, to może zapomnimy o dręczącym nas głodzie. Mnie, zajętemu graniem, a pieskom, tańczącym z Żolisiem, czas w każdym razie prędzej upłynie.
Ująłem harfę opartą o drzewo i odwrócony plecami do kanału, ustawiwszy wpierw moich komediantów, zagrałem taneczną przygrywkę, a następnie walca.
Z początku aktorzy moi nie byli jakoś usposobieni do tańca; było widocznem, że kawałek chleba byłby im obecnie milszym. Ale zwolna ożywili się. Muzyka wywarła swój skutek. Zapomnieliśmy wszyscy o braku kawałka chleba, ja grając, oni tańcząc.
Wtem posłyszałem jasny głosik dziecięcy, wołający „brawo!“ Ten głos dochodził mnie od tyłu. — Odwróciłem się żywo.
Jakiś statek zatrzymał się na kanale, zwrócony przodem do brzegu, na którym się znajdowałem. Dwa konie, które były zaprzężone do statku, zatrzymały się na brzegu przeciwległym.
Był to dziwny statek, jakiego nigdy przedtem, ani potem nie widziałem; był on o wiele krótszym, niż zwykłe statki, jakich używa się do żeglugi na kanałach. Na pomoście, wzniesionym nieco ponad wodą, był zbudowany rodzaj oszklonej galerji, na której przodzie