Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

Czy był on sparaliżowanym? — Zdawało mi się, że jest przywiązanym do deski.
Nieznacznie prąd wiatru popychał statek ku brzegowi, na którym się znajdowałem; mogłem się więc teraz tak dobrze chłopcu przyjrzeć, jakbym się sam znajdował na statku obok niego. Miał on włoski blond, i twarzyczkę tak bladą, że widać było mu na czole niebieskawe żyłki z pod przezroczystej skóry. Wyraz twarzy miał łagodny i smutny zarazem, widać po nim było, że jest chorowitym.
— Wiele się płaci za miejsca w waszym teatrze? — zapytała mnie dama.
— Każdy płaci w stosunku do przyjemności, jakiej doznał.
— W takim razie trzeba im bardzo dużo zapłacić, — rzekło dziecko, dodając kilka słów w języku, którego nie zrozumiałem.
— Artur chciałby zobaczyć twoich aktorów zbliska, — rzekła do mnie dama.
Dałem znak Kapiemu, który zapędziwszy się, wskoczył na statek.
— A drudzy? — zapytał Artur.
Zerbino i Psinka poszli w ślady swego towarzysza.
— A małpka?
Żoliś łatwo byłby dokonał skoku, ale nigdy nie można było spuścić się na niego. Będąc na statku, mógł sobie pozwolić na żarty, które może nie przypadłyby do gustu damie.
— Czy ta małpka jest niegrzeczną? — zapytała.
— Nie, pani; ale czasami nie słucha i obawiam się, aby nie zachowywała się niestosownie.
— A więc pójdź na statek wraz z małpką.
Mówiąc to, dała znak człowiekowi, który stał w tyle u steru. Sternik posunąwszy się naprzód, rzucił na ląd deskę.