Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/81

Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

wynajęli i u którego muszę podjąć służbę nanowo w dniu, w którym on mnie potrzebować będzie.
Mówiłem o moich rodzicach, nie wspomniawszy, że oni nie byli istotnie moimi rodzicielami, gdyż nie chciałem się przyznać, że byłem dzieckiem znalezionem czyli „znajdą“. Wydawało mi się to hańbą i nie mogłem się zdecydować do mówienia o tem; tak wielce nad tem cierpiałem od czasu, gdy zacząłem, sobie zdawać sprawę z moich uczuć i z pogardy, jaką widziałem, że okazywano przy każdej sposobności dzieciom z przytułku, znajdom!
— Mamusiu, przecież trzeba go koniecznie zatrzymać, — mówił Artur, który poza lekcjami robił wszystko, co chciał, ze swą matką.
— Byłabym bardzo szczęśliwą, gdyby Remi u nas pozostał, — odparła pani Milligan, — ty go uważasz za przyjaciela i ja sama przywiązałam się wielce do niego, lecz chcąc go u nas zatrzymać, trzeba wpierw spełnić dwa warunki, które ani odemnie ani od ciebie nie zależą. Pierwszym warunkiem jest to, czy Remi chce pozostać z nami...
— Ach! Remi zechce chętnie, — przerwał Artur, — nieprawdaż Remi, że nie powrócisz do Tuluzy?
— Drugim warunkiem, — mówiła dalej pani Milligan, nie czekając na mą odpowiedź, — jest to, aby mistrz jego zrzekł się praw swoich, jakie ma do niego.
— Zanim Remi mi odpowie, niechaj się wpierw zastanowi nad tem, że prowadzić będzie przy nas życie wypełnione nietylko przyjemnościami i spacerami, ale i pracą, że będzie musiał uczyć się i ślęczeć nad książkami wraz z Arturem. Niechaj to dobrze rozważy sobie i porówna ze swobodą wolnego życia na gościńcach.
— Nie potrzebuję rozważać, — rzekłem — i zapewniam panią, że odczuwam w całej pełni wartość pańskiej propozycji.
— Widzisz, mamusiu, — zawołał Artur, — że Remi godzi się na to.