Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

Tłum ten wrzaskliwy, różnobarwny jak kramy z towarami, sfanatyzowany i po swojemu uroczysty, znał Konrad wybornie, lecz teraz patrzył nań jakoś inaczej. Fanatyzm tej ciżby, jej barbarzyńskie praktyki religijne nie śmieszyły go jak dawniej. Nie dostrzegł teraz ich błazeńskich skoków. Wydało mu się, że ci wszyscy, którzy tam obrzędy swe odprawiają, są to ludzie nieszczęśliwi, zawiedzeni, maniacy i zaślepieni w swej wierze, szukają w niej ratunku, ukojenia przed cierpieniem. Konrad przebywając w Indjach, zwłaszcza w Benaresie, więc jakby w sercu religji hinduskiej, zapoznał się z głównemi zasadami Brahminów. Zgłębiał idee tej wiary fantastycznej i fanatycznej, pełnej ascezy, umęczenia ciała dla zdobycia wyżyn duchowych. Wiedział jak bardzo różnorodnie są pojmowane te idee przez wyznawców i jak śmiesznie wyzyskiwane niejednokrotnie przez opętanych sadusów, fakirów, kapłanów. Ale szczególnie lubił zagłębiać się w mistykach i filozofji Sakya Muni. Mędrzec ten w przeciwieństwie do Brahminów uznawał dobro i piękno w życiu, więc tem samem potępiał ascezę pokutniczą i okrucieństwo zła i bólu, kaleczącego ciała w modłach, dla uzyskania zbawienia. Ten mistyk kochający przyrodę, jako najwyższą mądrość i piękno świata, z którego ludzie winni czerpać światło i naukę, ten mistyk potępiony przez bezrozumnych kapłanów brahmińskich, stanął teraz