Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

części zna ją pani zapewnie wybornie, to jest w tej części, którą opisywały dzienniki. Świadkowie naoczni straszliwej nocy znamy ją lepiej. Każdy moment z tych paru godzin wrył się nam w mózg, wżarł się w nerwy, przesiąkliśmy każdą sekundą przebiegu tragedji. Pani rozumie, że notować wrażeń swoich wtedy nie zdołałby nikt, choćby był najtrzeźwiejszy i choćby miał zapewnioną gwarancję życia. Chwile te same odbiły się na nas jak na kliszy czułej i wiernie oddającej chwytane obrazy. Otóż ja tak samo jak wszyscy, którzy walczyli wtedy o życie — z potwornego chaosu, na oceanie, wśród czarnej nocy, w obliczu śmierci, w grozie najstraszliwszej jaka może ogarnąć jestestwem ludzkiem, czy wie pani co najlepiej słyszałem, co mi się wraziło w całą moją istotność, co mnie przenikło na wskroś?... oto muzyka. Ta muzyka nie ludzka, ta muzyka... boska...
— Bo to była muzyka genjalna, panie, muzyka ducha najszczytniejszego, to genjusz muzyki grał przez ręce ludzi natchnionych.
Japończyk ożywił się, oczy mu gorzały ogniem wewnętrznej głębokiej myśli.
— Tak, pani, tak! Ta muzyka na „Titanic’u“ to nie był zespół orkiestrowy ludzi tylko dzielnych, lekceważących śmierć i w altruizmie swoim wielkich... Nie! to była muzyka dyktowana przez samego Boga. To grali nie ludzie, to grało natchnie-