Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

— No to się jeszcze wytłomaczy, może innym razem. Prawda? Zapewne się jeszcze spotkamy przy tej muszli orkiestrowej...
— Jedynej ozdobie deptaku Krynickiego — dodałam.
— I każdego innego — zaśmiał się mój nowy znajomy.. — Deptak to międzynarodowy salon i szablon; trochę większy, trochę mniejszy, ale wszędzie taki sam. Widzę w oczach pani pytanie skąd ja znalazłem się w Krynicy. Mam tu wprawdzie swoich kompatrjotów, którzy sprzedają bibułkowe latarki, ale ja tu jestem dla sportu podróżowania. Zwiedzałem Węgry, Czechosłowację no, więc to się już tłomaczy... Zresztą znam Warszawę, Kraków, Lwów.
Orkiestra umilkła, ławki opustoszały. Pan Ajudżi Sadio Oktohama przedstawił mi się ze swobodą gentlemana, z ukłonem zachodnio europejskim, dobrze wystudjowanym, czego mu nie krępowały jego wytworne ruchy, przy małej postaci i typowej, śniadej twarzy, o inteligentnych bronzowych oczach. Był w nich utajony płomień, tak częsty u ludzi wschodu. Podałam mu rękę, uścisnęliśmy sobie prawice krótko, z obopólną dozą sympatji, której zaczątkiem było zamiłowanie do muzyki. Pożegnaliśmy się z przyjaznym uśmiechem.
Po paru dniach znalazłam się w cukierni domu Zdrojowego, na dancingu. Zaledwo zaję-