Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

nowe oświetlenia. Palił gorejące pochodnie zapału i zachwytów, oraz biedne świeczki zwątpień kopcące nielitościwie.
Raz po zwykłych rozmyślaniach, spytał jednego z profesorów, starego teologa, akademika „kto kogo stworzył, człowiek Boga, czy Bóg człowieka.“
Ksiądz profesor zgorszony spojrzał na kleryka, ośmielającego się zadać takie pytanie, jak na szaleńca i zaczął mu tłomaczyć prawdę zawartą w dogmacie, przedstawiał boskość w potędze swej, chciał olśnić go wielkością majestatu Boga, tajemniczością Trójcy świętej, wyłuszczał cudowne zjawiska świadczące o istotności Bożej. Ale ksiądz Józef spytał znowu.
— Ja to wszystko wiem, ja się tego uczę, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że prawdy te stworzyli ludzie, doprowadziwszy je z czasem aż do znaczenia absolutu. Działo się z niemi to samo co z każdym wynalazkiem, który w zasadzie stwarza rzecz nową, nieistniejącą w naturze.
Po takiem wyznaniu wiary, namyślano się długo, czy można młodego kleryka zatrzymać nadal w seminarjum, bo „jedna parszywa owca całe stado zarazi.“ Sprawa oparła się o biskupa, który wezwał do siebie śmiałka, skarcił go ostro, a następnie polecił zwracać na niego baczną uwagę. Że zaś młodziutki kleryk nie szerzył zgorszenia, chowając wszelkie myśli dla siebie, więc w końcu dano mu spokój. Tylko zagaby-