Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/418

Ta strona została uwierzytelniona.

— To też oddawna kredyt pana Jastrzębskiego był zachwianym... Stało się dlań niepodobieństwem znaleźć jeszcze jednego naiwnego wierzyciela. Wtenczas ten człowiek upadł jeszcze niżej... Sfałszował weksle z poręczeniem jednego ze swych zwierzchników, kasjera Żulskiego, i dyskontował je żydowi. Na co liczył? Zapewne przypuszczał, że się odegra, że odzyska to, co stracił, i weksle zapłaci... Fortuna jeszcze raz była dlań nie łaskawa. Przegrał. Tymczasem zbliżał się termin zapłaty. Była to ostateczna katastrofa: hańba i rozbicie wszystkiego. Wówczas przyszła mu fatalna myśl uratowania się od skutków występku przez zbrodnię.
— Straszne, lecz prawdopodobne... — zrobił uwagę adwokat.
— Ksiądz Suski pomagał mu już kilkakrotnie; ostatecznie jednak, powziąwszy wiadomość o jego sposobie życia, zabronił raz na zawsze wstępu do siebie. Udawać się tedy do księdza o zapomogę byłoby rzeczą bezskuteczną. Tymczasem spadek po księdzu Suskim wchodził ciągle w finansowe jego rachuby. Na nadzieję tego spadku zaciągał lichwiarskie pożyczki. Nie było wcale niepraktycznem znaleźć u księdza pieniądze na zapłacenie fałszywego wekslu i razem przyśpieszyć sobie chwilę odebrania spadku. Przedstawiała się jedna trudność: ksiądz rzadko miał u siebie w domu znaczniejsze pieniądze. Ale fatalny traf usunął i tę trudność. Na tydzień przed płatnością wekslu Jastrzębski, znajdując się w hypotece, za swojemi interesami, dowiedział się, że ksiądz poprzedniego dnia odebrał sumę hypoteczną, kilkanaście tysię-