Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/222

Ta strona została przepisana.

załatwienia całej sprawy i poczynienia zakupów. Wszystko nie przekroczy kilkuset koron, które chętnie zaliczy naprzód dla okazania, że mieszkańcy Skibberupu niedocenili go, pozbawiając w czasach ostatnich swego zaufania i swej życzliwości. Wyznał szczerze, że pragnie rzecz naprawić, okazując się bezinteresownym przyjacielem gminy, a pan Villing poparła męża, kładąc czule dłoń na ramieniu Elzy i spoglądając na nią z serdecznem wylaniem.
Nazajutrz pomówiła Elza z córką, a Hansina zgodziła się zostawić matce wolną wolę.
Villing miał słuszność. W parafji pragnęli wszyscy uczcić przy sposobności wesela swego pastora, który prostotą, skromnością i gotowością służenia wszystkim zjednał sobie nietylko Skibberup, ale i chłopów vejlbijskich, tak że każdej niedzieli kościół wypełniony bywał po brzegi. Sam nawet wójt gminny, Jensen, starał się doń zbliżyć, a weterynarz Aggerbölle oświadczył, że dotąd nie widział tak dzielnego człeka i nie słyszał równie dobrego kaznodziei.
Jedna tylko osoba opierała się dotąd ogólnemu nastrojowi życzliwości dla Emanuela. Była to Maren-kowalka, owa mała, brzydka babina, która chciała przemawiać czasu pierwszego występu kapelana w domu zbornym. Dzieje jej żywota były po krótce następujące:
W młodości pełniła funkcje pomocnicy kuchennej w większym dworze, potem zaś, przez czas długi przyrządzała potrawy przy każdej sposobności uczt odprawianych w całej okolicy. Pewnego razu, podczas uroczystego obchodu chrzcin u zamożnego kmiecia, na które sproszono około stu osób, zdarzyło jej się nieszczęście. Przypaliła sromotnie po-