Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/244

Ta strona została przepisana.

Ludzie, których tu sprosił, stanowili grupę tak zwanych „mężów zaufania,“ w liczbie sześciu wybranych w gminie osób, których zadaniem było czuwanie nad politycznemi sprawami, urządzanie zebrań wyborczych, wyszukiwanie mówców i utrzymywanie stosunków z innymi wyborczymi komitetami we wszystkich okręgach kraju. Hansen wyglądał bardzo jakoś niesamowicie w tem półświetle, mrzącem przez zapocone szyby i głębokiej ciszy południowej pory dnia, w której tonął dom cały. Siedział w zupełnym bezruchu, z przygasłem spojrzeniem i pół przymkniętemi powiekami. Płaska jego, rudawo-siwa głowa, skrzywione usta i czerwono obramione oczy przypominały rysia przyczajonego na skraju gęstwy dziewiczego lasu, co bada spojrzeniem rozłóg stepu.
Niebiesko malowana świetlica wójta, będąca ongiś widownią tylu popijań i partyjek lombra, zmieniła teraz zupełnie swój charakter. Stały tu jeszcze, co prawda, machoniowe meble, błyskając czerwienią wzdłuż ścian, a także tykotał na szyfonierce złocony zegar pośrodku dwu, nader lekko ubranych pasterek z gipsu umieszczony, ale tam, gdzie widniał dawniej stół gry, przy którym weterynarz Aggerbölle, kupiec Villing, zmarły już nauczyciel Mortensen i sam gospodarz, tyle strawili wesołych nocy przy kartach i szklankach mocnego grogu, królowało obecnie wielkie biuro, obciążone papierami, zaś przy ścianie przeciwległej duża półka, pełna ksiąg, protokołów i stosów gazet. Wszystko to nadawało izbie wygląd poważnego, czcigodnego biura.
Podobna zmiana zaszła też w samym wójcie.